Wszyscy jestesmy malarzami..wszyscy malujemy swoje swiaty na wlasny obraz i podobienstwo...lecz nie kazdy z nas uzywa do tego farb i to wlasnie bylo najpiekniejsze tzn.przedstawienie obrazu w rzeczywistosci..chcialbym kiedys rozgniesc wlasna reka taki wlasnie farbowy kwiatek...Film jednak we mnie zaprzadl nic pewnego niezrozumienia a mianowicie ktos tutaj z osob piszacyh recenzje napisal iz film ukazal watek nieralny a mianowicie ze milosc zawsze wygrywa..ale czy tam to bylo ukazane? hmm coz nie wiemy przecierz co stalo sie gdy glowny bohater zatracil sie...? rownie dobrze pozniejszy swiat mogl byc jego swiatem fantazji wlasnie dla ktorego stracil 'rozum' i z tego by wynikalo ze milosc to piekna sprawa lecz pelna cierpienia, i wyrzeczen ktore jednak formuluja w nas cos wiecej niz samo uczucie formuluja w nas pewnego rodzaju sile ktora jako 'egoisci' wykorzystujemy wylacznie dla potrzeb wlasnych... Film przepiekny ale hmm w moim odczuciu cos mu brakuje ale polecam bo warto go zobaczyc.