Czy ktoś mógłby merytorycznie wytłumaczyć mi dlaczego ten film ma tak wysoką ocenę?
W mojej opinii byl to tak marny film jakiego dawno nie widziałem. Początek i wprowadzenie po łebkach, nijak emocjonalnie nie zżyłem się z bohaterami, co w konsekwencji sprawiało, że wydarzenia takie jak śmierć spływały po mnie jak po kaczce. Wiem z jakim kinem miałem do czynienia, każdy film staram się oceniać w obrębie danego gatunku i naprawdę starałem się wczuć, ale z biegiem czasu stało się to niestety zbyt męczące. Cały film był płytki, jednowymiarowy, prosty do bólu. A przecież to fantastyka, która w filmie poruszającym takie tematy daje niesamowite pole do popisu. Życie pośmiertne przedstawione w sposób, w jaki wykłada ksiądz w trzeciej klasie podstawowej. Zastanawiałem się czy może moje przekonania są tu przeszkodą, ale to był film jaki można puścić co najwyżej 60letniej wdowie po śmierci jej męża w ramach pocieszenia. Cukierkowy obrazek, nic wiecej, zero pola do refleksji. Niektóre sceny mocno przeciągnięte co w efekcie sprawiało, że całość była niezwykle nudna.
Szukałem plusów i faktycznie parę scen było wizualnie godnych uwadze, wierzę, że w tamtych latach efekty też mogły robić wrażenie (nawet dziś miło się na nie patrzyło). Warte to 7,6? Mimo całej sympatii do Robina, jak dla mnie zmarnowany wieczór.