Cała moja opinia na temat tego filmu znajduje się w temacie. Ta produkcja jest do bólu przewidywalna. Już podczas pierwszych, niesamowicie trywialnych i niemalże infantylnych scen ciągłego chichotu bohaterów zrobiłem sobie wyliczankę "które z was zginie pierwsze?". Do tego to paskudne, obecne w każdej sentymentalnej papce slow motion, które każe nam patrzeć dłużej na ten festiwal nudy i powtarzalności. Brzmię jak fotelowy krytyk, który widział już wszystko i zna się na wszystkim, ale serio, za wyjątkiem NAPRAWDĘ niesamowitych i unikalnych efektów specjalnych i scenografii nie znalazłem w tym filmie nic ciekawego. Historia jest naciągana, z cyklu "dla chcącego nic trudnego" i "miłość zwycięża wszystko". Film się składa niemal wyłącznie z denerwujących retrospekcji... Po prostu tort o smaku banalnym, grubo polany ciężkim, słodkim lukrem. Przynajmniej nieźle zagrane i ładnie się prezentuje. I w sumie sprawia wrażenie, jakby chciał opowiedzieć coś nowego - to też na plus.
Z góry mówię - szanuję Wasze opinie i nie zamierzam się z nikim wykłócać. Po prostu - jeśli ktoś lubi ten film, niech sobie go lubi dalej, ja nikomu nie zabraniam. Ja się za to wynudziłem jak mops, a oczy mnie bolą od ciągłego zwracania ich ku sufitowi.
5/10
Po części zgadzam się z poprzednikiem. podziewałam się trochę czegoś innego niż sielanki, którą zafundował nam reżyser. Scenografia na bardzo wysokim poziomie - z tym nie sposób się nie zgodzić. Poza tym ciekawa wizja zaświatów, gdzie zmarły tworzy własne niebo, nie pamiętam filmu, w którym byłby podobny motyw. Nie zgodzę się tylko z opinią na temat retrospekcji, bo od pierwszych scen widać, że są one niezbędne do zrozumienia całości filmu (życie ziemskie przekłada się na poza ziemskie, a także umożliwia odnalezienie bliskich osób)... Gdyby nie wątek życia po śmierci obydwu małżonków, czyli historia rodem z komedii romantycznej (wielka miłość, wielkie cierpienie, później wielkie poświęcenie, lub zrozumienie własnych błędów, tylko po to, by bohaterowie na końcu mogli żyć długo i szczęśliwie) - może nie byłoby najgorzej. O tyle, o ile film w trakcie trwania miał kilka fajnych motywów, to zakończenia nie komentuje w ogóle, bo w tej sielskiej opowieści - aby osiągnąć poziom kompletnego dna - brakowałoby tylko, aby obydwoje zostali w niebie i stworzyli wraz z dziećmi szczęśliwą rodzinę, w której nikt nie zestarzeje się już, ani o dzień - rodzice będą zawsze rodzicami, dzieci zawsze dziećmi i już nikt, ani nic nie będzie w stanie zakłócić ich spokoju...
Moim zdaniem sama idea Nieba jest trochę bezsensowna. Jaki sens ma wieczne życie, które nie stwarza żadnych problemów, żadnych wyzwań do pokonania? Założenie jest takie, że w Raju wszyscy są młodzi, piękni i szczęśliwi. Już to można uznać za sielankowe, a tym samym kiczowate.
Miłość bohaterów nie była idealna, mieli wiele problemów. Może trochę nazbyt skrótowo, ale było to ukazane w filmie. Nikt też nie powiedział, że po tym drugim "poznaniu się" bohaterów, nie pojawią się na ich drodze żadne przeszkody.
Ja myślę, iż film jest o godzeniu się z własną bezsilnością, umiejętności rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Oczywiście to moja własna interpretacja, może reżyser wcale nie chciał doprowadzać mnie do takich wniosków. Niemniej ja traktuję wizje Nieba i Piekła, jako metaforę stanów emocjonalnych człowieka.
Zapewne czekałeś/łaś 2 lata aż ktoś odpowie na tę wiadomość :D
Śpieszę z wyjaśnieniem - idea Nieba z założenia przyjmuje wieczne szczęście. Czyli Raj, w którym ktoś jest nieszczęśliwy nawet z tego powodu że wszyscy są szczęśliwi jest zaprzeczeniem tejże. Innymi słowy - będąc w Raju nie ma opcji by na cokolwiek narzekać, nawet na brak ,,wyzwań''.
Trochę mi to pachnie totalitaryzmem. Wszyscy mają być szczęśliwi, i tyle. ;)
Nie, nie czekałam, wyraziłam swoją opinię na temat filmu, który w pewnym okresie życia był dla mnie istotny, po czym w zasadzie o tym zapomniałam. ;)
Pozdrawiam. :)
Wiem, wiem - to tak ironicznie było :D
Totalitaryzm jest ,,określeniem pejoratywnym'' - w Raju jako miejscu gdzie wszyscy są szczęśliwi i usatysfakcjonowani i w ogóle - NIE MA MIEJSCA na pejoratywy. Jeżeli będąc w Raju człowiekowi coś nie odpowiada to nie jest w Raju, bo to się wyklucza.
Oczywiście patrząc na to chłodnym okiem i w kontekście luźnych rozważań - to percepcja ludzka może zaburzać odbiór tejże idei (czyli podsuwać myśl, że w sumie nie brzmi to tak idealnie), ale gdyby taka idea została zrealizowana to nawet i ona musiałaby się ugiąć pod wpływem jej urzeczywistnienia - bo to wynikałoby z samej definicji ^ ^
Pozdrawiam! :)
Zgadzam się w 100%. Sceny i dialogi między małżeństwem jak z reklamy jogurtu. Przewidywalność bolesna. Pomysł i efekty rewelacyjne. R. Williams również na +.